testy / Moog

14.08.2018r.

Moog DFAM - TEST

Moog DFAM 

 

Moje pierwsze spotkanie z DFAM miało miejsce w internecie. Przyznam, że nie powaliło mnie to, co zobaczyłem. W zasadzie nie wiadomo czym to jest, bo niby to maszyna perkusyjna, oparta o syntezator modularny, więc mamy dwie pieczenie na jednym ogniu. MOOG wpadł na bardzo fajny pomysł, w sumie to nic odkrywczego, ale syntezatory modularne stają się coraz bardziej popularne i każdy producent z pewnością będzie chciał mieć coś w swojej ofercie. DFAM to doskonałe uzupełnienie dla MOTHER-32, ale nie tylko. Jeśli czytasz ten test, to znaczy, że albo przymierzasz się do czegoś, co rozwinie twój setup, albo dopiero stawiasz pierwsze kroki. Może masz nawet coś małego typu Volca, Minitaur, lub GrandMother, szukając czegoś co doda życia do twojego live actu, warto pomyśleć o DFAM. 

   

Tył:

Z tyłu znajdziemy tylko wejście dla zasilacza oraz wyjście liniowe mono i to w zasadzie wszystko. Szkoda, że nie posiada MIDI, bo moglibyśmy z tego zrobić mały syntezator basowy, no ale z takich tanich instrumentów od MOOG’a macie właśnie MNITAUR, który z powodzeniem da Wam sporo dołu i mięska. Wszystko w DFAM zostało przeniesione na panel czołowy. Wszystkie wejścia i wyjścia CV znajdziecie po prawej stronie, dokładnie tak jak w przypadku modelu MOTHER-32. Zresztą są to bardzo podobne fizycznie modele do siebie (gabarytowo identyczne).

 

Tor syntezy:

Jest to instrument monofoniczny, jednak wykorzystujący dwa oscylatory VCO1 oraz VCO2. Nie ma między nimi żadnych różnic. Potrafią wygenerować falę prostokątną oraz trójkątną. Całość uzupełnia generator szumu. Jest to szum biały, który możemy zamienić na sygnał zewnętrzny. Jedyne do czego miałbym zastrzeżenia, to moje palce są za grube do tych malutkich potencjometrów pełniących rolę miksera, to nie znaczy, że nie mogę ich przestawiać, bo odstępy są jak najbardziej prawidłowe. Wiem, że rozmiar obudowy musiał zostać nie zmieniony, by móc go połączyć dedykowanym statywem rackowym.

Pierwszym potencjometrem od lewej jest VCO DECAY. To generator obwiedni przeznaczony do modulowania wysokością oscylatorów. Dopóki sąsiad VCO 1/2 EG Amount nie zostanie poruszony to nie usłyszymy żadnej zmiany. Eksperymentując z ustawieniem VCO DECAY możemy uzyskać fajne linie basowe, hh, czy powoli opadające „boomy”. 

 

Poniżej pierwszego oscylatora znajduje się modulator FM. Moduluje on oscylator 2, nawet wtedy, kiedy pierwszy jest wyciszony. Wystarczy operować potencjometrem VCO 1 Frequency, a otrzymamy możliwość wprawiania w modulację oscylator 2. Możemy wybrać czy oscylator 1 i 2 ma być modulowany przez wysokość Sequencera, lub zmienić tak, by tylko drugi oscylator miał sterowaną wysokość, a pierwszy był stały. Można też całkowicie wyłączyć modulowanie wysokością sekwencera i sterować tylko wyzwalaniem Velocity. Wtedy wysokość dźwięku ustala VCO1/2 Frequency. 

Przycisk Trigger służy do wyzwalania osobnego kroku sekwencera, a to oznacza, że nie uruchamiając sekwencera, możemy wyzwalać różne fajne rzeczy np. takie FX’y niczym z dynamicznego pada:

 

Instrument bardzo skomplikowany nie jest. Dalej cały dźwięk z oscylatorów i generatora szumu pchany jest na filtr drabinkowy. Jest to typowy klasyczny „Moogowski” filtr, który robi „dobrze” zawsze. Jego zbocze to 24 dB/oktawę z płynną regulacją Cuttoff oraz Resonance. Zaraz za nim znajdziemy VCA EG, czyli szybką regulację czasu ataku: Fast oraz Slow. Wiem, że każdy chciałby sobie sam ustawić ADSR Filtra, ale uwierzcie, że sposób Fast i Slow jest w zupełności wystarczalny. 

Mając 3 źródła dźwięku, pierwszy może pracować jako kick, drugi jako synth z melodyjnymi przebiegami, a noise zaprzęgnąć jako shaker.

Oto przykład z obwiednią filtra slow oraz fast:

Poniżej Cuttoff znajdziemy trzy potencjometry sterujące obwiednią filtra. VCF DECAY włoży sporo życia pod warunkiem, że wyzwolimy z pozycji środkowej sąsiada, czyli VCF EG Amount. W zależności od tego czy przesuniesz go w prawo, czy w lewo, filtr będzie się odpowiednio zmieniał, a VCF DECAY sterować będzie czasem odchyleń. Ostatnim elementem tej układanki jest NOISE/VCF Mod. Ten ostatni dodaje sporo brudu, a konkretnie szumu do filtra.  

W tej całej układance zostaje nam jeszcze VCA DECAY, który globalnie zmienia nam długość trwania dźwięku, im krótszy czas wybrzmiewania, tym idziemy w fajne klimaty perkusyjne, natomiast wydłużając dźwięk możemy rysować ciekawe melodie, czy przebiegi basowe. 

Sekwencer krokowy posiada 8 korków, Każdy krok posiada osobną regulację Velocity oraz Pitch (głośność danego kroku oraz wysokość dźwięku). Z jednej strony denerwujące jest to, że start nie następuje od początku pierwszego kroku, tylko od momentu w którym się zatrzymaliście. Jeśli chcecie zacząć od raz, to trzeba sobie kliknąć przyciskiem Advance do kroku nr 8 i wystartujecie od 1. W sumie to ma sens, kiedy podłączysz go np. z MOTHER-32 i chcesz przesuwać akcenty, bez ruszania potencjometrów. Wystarczy, że podczas sekwencji zatrzymasz go i włączysz jeszcze raz. Małe potencjometry, które są takiej samej wielkości jak nieszczęsne potencjometry miksera nie mają żadnych wyczuwalnych punktów zero, ani podziałki. Naprawdę wszystko robimy na oko i ucho, przez co trudno jest ustawić coś melodyjnego, co by stroiło z innym instrumentem. Owszem można, ale wymaga to wcześniejszego przygotowania. Producent zastosował takie rozwiązanie nie bez przypadku. To maszyna perkusyjna, a nie syntezator. Moje myślenie nadal krąży wokół melodycznego syntezatora, a przy programowaniu partii perkusyjnych brak skokowych potencjometrów oznacza bardziej ciekawe i odjechane partie. Tylko na plus. 

 

Jak to działa w praktyce? 

Po pierwsze już bez eksperymentowania z wyjściami i wejściami CV, jesteśmy wstanie naprawdę bardzo inspirujące rzeczy tworzyć, ale uwaga bo każdy ruch wprowadza kosmiczne zmiany. Ja sam chciałem na video nagrać bardzo ciekawe patterny, jednak rozkręcałem je coraz bardziej i kiedy chciałem włączyć kamerę, to nie potrafiłem już wrócić do poprzedniego stanu, aby zacząć od początku. Nie poczytuję tego za wadę, tylko za bardzo inspirujący sprzęt. Kręcisz i kręcisz, a cały czas wychodzi coś nowego.

Po 30 minutach ogarniasz instrument tak, że potrafisz przewidzieć mniej więcej, w którą stronę pójdziesz kręcąc poszczególnymi gałkami. Po coś producent daje nam kilka mini jackow. Jeśli nigdy nie miałeś styczności z modularami, to na początku może wydawać Ci się to wszystko skomplikowane. Matryca została podzielona na IN oraz Out. Łatwo to ogarnąć, gdyż wszystkie Output CV są inaczej oznaczone i dobrze widoczne. Jeden parametr może modulować drugi i to rozwiązanie jest bardzo inspirujące, jednak kiedy podłączymy DFAM do innych urządzeń, wtedy może być jeszcze piękniej. 

Nie będę opisywał tutaj jak jeden parametr moduluje drugi, bo pisanie o dźwięku przypomina tłumaczenie niewidomemu kolorów. 

oto demo:

Jeśli nie wiesz jak kręcić soundy, producent przychodzi z odsieczą. Do kompletu dostajemy kartoniki z presetami, gdzie mamy na pomarańczowo zaznaczone w jaki sposób ustawić parametry by uzyskać np.: Kick, Tubular Bells, Bass itp.

 

Zakończenie:

Moog rozwija swój ekosystem malutkich tanich modularów. Cena MOTHER-32 oraz DFAM, to wydatek około 2.500zł. To z pewnością mało, jeśli weźmiemy pod uwagę, że instrumenty tej firmy to często wydatek ponad 5.000zł. DFAM to urządzenie, których mało na rynku, a to daje mu sporą przewagę, tym bardziej, że jest to jeden z tańszych syntezatorów perkusyjnych. Cóż, MOOG jest niekwestionowanym liderem i to jego syntezatory analogowe kojarzą się ludziom na całym świecie, dokładnie jak buty Adidas, czy pieluchy jednorazowe z firmą Pampers. Za ten prestiż musimy zapłacić, jednak posiadanie MOOG’a w swojej kolekcji świadczy o dobrym guście nabywcy, oraz o jego statusie majątkowym, co być może przekładać się będzie na kolejne zlecenia. Jednym słowem zakup MOOG’a daje sporo wartości dodanych. 

Instrument do testów użyczył dystrybutor Audiostacja

 

comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka