testy / Hammond

20.10.2011r.strona 1 z 2

Hammond SK1 pierwszy polski test w sieci

Lata mijają, nosić się nie chce, nawet lekki XK1 staje się coraz cięższy, dlatego kiedy dowiedziałem się że firma wyprodukowała nowy model nie mogłem się doczekać kiedy przyjdzie do naszej redakcji, aby go przetestować.

Przyznam, że otwierałem go z wypiekami na twarzy z dużą nadzieją, że zobaczę „coś” fajnego. Kiedy poderwałem instrument z kartonowego pudła pierwszy uśmiech – jest lekko, nie to, co mój XK1. No tak, waga niska, ale co ją spowodowało? Plastikowy Hammondzik w niczym nie przypomina ulubionego Hammonda XK1. Jedyne podobieństwo do serii Xk to drawbary, które zresztą bardzo lubię. Plastikowe boczki zamiast drewna, chwila potem kolejne zdziwienie: zewnętrzny zasilacz. No tak, krojenie kosztów jest wszędobylskie, tak więc podłączyłem pod monitory, usiadłem za maleństwem i uderzyłem w klawisz. A że bardziej ciekawiło mnie podejście firmy do brzmień akustycznych niż organowych (wiedziałem, że będzie dobrze), to odpaliłem pierwszą barwę fortepianu. Uśmiech z twarzy nie schodził, a ja zapomniałem, że mam przed oczami maleńki instrument. Klawiaturka, chociaż lekka, dawała niesamowitą radość z gry. Pierwsza myśl „czy jestem wstanie nie wozić Yamahy S90xs i zastąpić nią SK1”?  Brnąłem dalej w brzmienia, tym razem Rhodes – nie jest taki, jak w serii nord, brakuje efektu note-on, czyli po odciągnięciu klawiszy charakterystyczny dźwięk powrotu mechaniki instrumentu, lecz jest to dobre „grube” brzmienie z charakterem. Clavinety bardzo dobrze się bronią, producent zadbał o Clavinet z kaczką wah sterowaną poprzez pedał.

Na zewnątrz:

Hammond SK1 jawi nam się jako zgrabny, lekki instrument. Całość fajnie zaprojektowana tak, aby każdy mógł się odnaleźć. Od lewej mamy potencjometr głośności, zaraz koło niego tej samej wielkości potencjometr sterowania głośnością wbudowanego odtwarzacza audio wraz z przyciskami do jego obsługi. Koło odtwarzacza przyciski sterowania trzema drawbarami (upper, pedal, lower) oraz poniżej wibrato. Na skraju lewej strony znajdziemy sterowanie efektem Leslie. Dalej Drawbary, a po środku przyciski ulubionych brzmień favorite. Po prawej wybór Extra Voice, efekty i Eq. Bardzo prosto wszystko spamiętać i po 10 minutach spędzonych z instrumentem generalnie już wiemy co do czego. Wszystko na panelu pod rękami tak jak powinno być. Nawet w XK1 nie było tak wygodnie jak w SK1.

Tył : Oprócz Wyjść L/R znajdziemy klasycznie Midi In, Out, wejście usb na pendrive, damper, foot switch, expression pedal oraz na kolumnę Leslie 8-pinowe oraz słuchawki.

Klawiatura : Jest to solidna klawiatura typu Waterfall, bardzo lekka, ale nie wiotka. Stwarza bardzo wysoki komfort w grze i nie ma się wrażenia, że jest to jakaś „taniocha” za 1000 zł. Na początku myślałem, że jest krótsza niż w XK1, jednak jest to tylko wrażenie optyczne. Klawiatura Hammonda nie jest śnieżnobiała, tylko jak przystało na klasyka troszkę pożółkła. Full cyfra klasyk.

Obsługa:

M.Bass- Pozwala dołożyć do lewej części klawiatury niskie częstotliwości pedału basowego.

P.sus – wzbogaca brzmienie pedału basowego o lekki sustain.

Logika obsługi instrumentu jest bardzo prosta. Całość została podzielona na dwie sekcje Drawbar (tryb organowy) oraz Extra Voice (brzmienia zapisane w pamięci bądź pobrane z sieci). Po lewej, jak praktycznie w każdym instrumencie, obsługujemy Drawbary, a po prawej zarządzamy brzmieniami Extra Voice. Dodatkowo znalazła się  funkcja „Manual”, w której instrument szybko przechodzi w tryb drawbarowy. Hammond pozwala dzielić klawiaturę na dwie strefy i co ciekawe kiedy przez midi mamy drugiego hammonda (Lower) to na SK1 można połączyć jeszcze dodatkowo brzmienie hammonda z Extra voice. Na wysokości prawej ręki znajdziemy funkcję transpozycji i oktaw, jest to wręcz idealne miejsce dla tej sekcji i pozwala łatwo przejść oktawę w górę lub w dół. Jednak niestety wkradł się błąd systemowy i podczas wciśnięcia akordu i trzymania go podczas zmiany oktawy, np. w górę, zagra on również oktawę wyżej. Trzeba pamiętać aby puścić klawisze i przytrzymać pedałem. Do zmiany w najnowszym OS! Hammondzik posiada funkcję harmonizera, która uaktywnia się przy włączonej funkcji split. Warunkiem uaktywnienia harmonizera jest wybranie barwy, która za nazwą posiada skrót PCD czyli pro chord. Dobrze brzmią barwy z kategorii brass z użytym harmonizerem.

Przyciski Favorite to miły dodatek ze strony Suzuki. Szybka zmiana brzmienia to podstawa w każdym instrumencie, którego drugim domem ma być scena, a SK1 z powodzeniem do takiego pretenduje.

Kontrolery:

Suzuki nie oszczędzało na potencjometrach i przyciskach, co oczywiście jest mega plusem, gdyż nie ma nic gorszego od klikania kombinacji przycisków aby np. zmienić barwę (patrz Nord Electro). Generalnie instrument jest zaprojektowany bardzo logicznie i pomimo tego, że w moim starym XK1 wszystko było z lewej strony, nie było problemu aby się szybko przestawić na wyższe partie. Sekcja Leslie nadal jest z lewej, percussion po prawej, tak samo jak sekcja kontrolerów odpowiedzialnych za efekty i EQ. Wygodną obsługę instrumentu zawdzięczamy rozmiarowi. W zgrabnej obudowie ręce wychylają się tylko do przodu, aby zmienić program, a jak ktoś ma długie palce to np. zmianę wirującego głośnika leslie zmieni prawie przy końcu klawiatury.

Oprócz omawianych już Drawbarów mamy pod ręką panel Master EQ. Korektor którego nie trzeba szukać wewnątrz instrumentu jest bardzo pomocny. Do kontrolowania jest :

  • Bass
  • Frequency  MID
  • Gaind MID
  • Treble

Niestety problem szumiącego pianina będzie się wzmagał wraz z podkręceniem gałki Treble. 

Jedynym minusem jest to że instrumentu nie wyposażono choćby w malutkie kółka modulation i pitch band. Pewnie troszkę by to podniosło wymiary urządzenia, ale zwiększyło zastosowanie jako masterkeyboard.

Brzmienia : Sk1 fabrycznie został wyposażony w 100 presetów Rom oraz 100 presetów użytkownika.

Maleństwo brzmi naprawdę przyzwoicie i fortepian nadawałby się do pracy studyjnej gdyby nie fakt, że pojawiają się dziwne zniekształcenia i szumy podczas gry. W grze z całym składem nie przeszkadza (co sprawdziłem), natomiast w grze solo pojawia się kłopot. Podobno nowy system operacyjny ma to naprawić, tak więc pozostaje czekać. Same próbki piana są naprawdę ciekawe, bogate w alikwoty oraz pracę mechaniki. Jednym słowem kawał dobrego fortepianu.

Jako szczęśliwy posiadacz oryginalnego Mark 1 muszę stwierdzić, że symulacje, które proponuje Suzuki, są naprawdę dobre, ale nie ma się co dziwić - brzmienia Rhodes i Wurli osiągnęły już doskonały poziom w praktycznie każdym instrumencie na wysokości tej półki cenowej, tak więc i tutaj nie mogło być słabo. Przydałoby ich się troszkę więcej, ale miejmy nadzieję, że producent pójdzie śladem Norda i również zaoferuje swoim nabywcom ciekawe biblioteki. Również piano Dx jest dobrze przygotowane do gry. Ma w miarę długi sustain oraz jest dźwięczne, jasne i przyjemne. Po podkręceniu efektu chorus jest bardzo ciepłe.

EP FM Chorus

1
2 następna strona
comments powered by Disqus

Komentarze Facebooka