znani o instrumentach / Wszyscy

Wojtek Olszak

Biografia:

Ur. 7 listopada 1976, w Ciechanowie. Producent muzyczny, kompozytor, aranżer, muzyk sesyjny, pianista, klawiszowiec i realizator dźwięku.

W 1984 roku rozpoczął edukację muzyczną w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia w Olsztynie w klasie fortepianu. W tym czasie zaczął także zajmować się muzyką rozrywkową, koncertując regularnie od 1985 roku. 20 sierpnia 1986 roku debiutował na antenie radiowej „Trójki” w audycji Jerzego Kordowicza – „Studio Nagrań” – prezentując własne kompozycje.

Naukę kontynuował od 1987 roku w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w Warszawie, a potem w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. Fryderyka Chopina w Warszawie przy ul. Bednarskiej w klasie fortepianu prof. Teresy Manasterskiej i prof. Pawła Skrzypka, w klasie improwizacji klasycznej prof. Szábolcs’a Esztényi oraz w klasie fortepianu jazzowego Andrzeja Jagodzińskiego, harmonii jazzowej Andrzeja Trzaskowskiego i w Big-Bandzie Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego. W 1991 roku był jednym z założycieli Big Bandu im. F. Chopina, z którego w 1992 roku powstał zespół Woobie Doobie – w swym pierwotnym składzie z Michałem Dąbrówką i Karimem Martusewiczem. W 1992 został liderem supergrupy Woobie Doobie – w jej skład weszli znakomici muzycy, którzy wkrótce stali się jednymi z najbardziej rozchwytywanych muzyków sesyjnych: Michał Grymuza, Wojtek Pilichowski, Michał Dąbrówka, Mariusz „Fazi” Mielczarek i Marcin Nowakowski.

Od 1993 roku rozpoczął współpracę z Edytą Górniak, co zaowocowało nagranym przez muzyków Woobie Doobie multiplatynowym albumem „Dotyk”, którego był producentem (wraz z Rafałem Paczkowskim). Olszak był także kompozytorem jej utworów oraz kierownikiem muzycznym składu koncertowego. Mając zaledwie 17 lat, jako pierwszy w Polsce podpisał umowę producencką z dużą wytwórnią fonograficzną. Od 1994 roku rozpoczął regularną pracę jako producent i muzyk sesyjny, nagrywając do dnia dzisiejszego kilkaset płyt. W tym samym roku założył firmę fonograficzną Olszak Records, której nakładem ukazał się debiutancki krążek Woobie Doobie – The Album. 

 

Wywiad:

- Twój pierwszy instrument:

 

- Pianino. To był mój pierwszy instrument. Miałem wtedy 5 lat i próbowałem nieudolnie coś na nim ugrać. Rodzice chcieli mnie zapisać do szkoły muzycznej, ale ja nie chciałem iść na żaden fortepian, tylko koniecznie na perkusję (śmiech). 

 

- Chciałeś grać na bębnach?

 

- Tak! To było moje marzenie, ale rodzice powiedzieli mi, że muszę najpierw zapisać się na fortepian, a dopiero gdy będę miał 12 lat, to będę mógł przepisać się na perkusję. Oczywiście to już później nie nastąpiło, ale stąd pewnie mój pociąg do wszystkich perkusyjnych rzeczy. 

 

- Często grasz na klawiszach perkusję?

 

- Tak, bardzo często. Nawet w tym moim pakiecie brzmień - Motif 10th Anniversary Pack - przygotowałem specjalny set perkusyjny z moją mapą. A robiąc aranże nie programuję sobie bębnów rysując klocki MIDI myszką, tylko zawsze gram je z łapy.

 

- Jak to się stało, że zacząłeś interesować się instrumentami elektronicznymi?

 

- Od najmłodszych lat interesowałem się muzyką. Co prawda bardziej muzyką rozrywkową niż klasyczną, chociaż wiadomo, że w szkołach muzycznych wiedzie prym edukacja klasyczna. Natomiast od zawsze uwielbiałem słuchać muzyki. Każdej! Miałem też w młodym wieku okres wielkiej fascynacji muzyką elektroniczną, znałem na pamięć wszystkie płyty Jean Michel Jarre'a i poznałem całą klasykę gatunku. Stąd wzięły się u mnie syntezatory, choć początki nie były łatwe. To były takie czasy w komunistycznej Polsce, że nie było dostępu w sklepach do żadnych instrumentów klawiszowych. Ja chodziłem wtedy do szkoły muzycznej w Olsztynie i jakimś zupełnym cudem w Olsztynie "trafił" się znajomy profesjonalny muzyk, który jeździł do RFN'u na "chałtury". Przywoził stamtąd różne nowe syntezatory, a ponieważ niezbyt się na nich znał, więc - co ciekawe - zostawiał mi je na tydzień, lub dwa, żebym je "rozpracował". Później przychodził do mnie, a ja mu pokazywałem: „tu trzeba nacisnąć to, a tu tamto”. Miałem wtedy 8 lat. Pamiętam dokładnie moment, gdy przywiózł Yamahę DX7. To odmieniło całe moje życie!

 

- Programowałeś Yamahę DX7?

 

- Tak. Nauczyłem się ją obsługiwać i trochę programować. To było zabawne, bo ten człowiek miał wtedy ponad 40 lat, a ja 8, więc gdy pukał do nas do drzwi, otwierała moja mama, a on mówił: „Dzień dobry! Czy jest Wojtek?” (śmiech) - trzymając stertę książek - jakichś różnych instrukcji, a ja mu wtedy pomagałem to wszystko rozgryźć. To było fajne, bo dzięki temu miałem dostęp do instrumentów z najwyższej półki, na które wtedy nie było nas w ogóle stać. Pamiętam do dziś, że wtedy średnia pensja w Polsce to było 8-10 dolarów miesięcznie i tyle zarabiał mój ojciec. DX7 kosztował wtedy 1995 dolarów…

 

- O co chodziło z tą przepowiednią odnośnie Yamahy? 

 

- Mój ojciec był plastykiem - malował, rzeźbił. Miał znajomego rzeźbiarza, który posiadał zdolność widzenia aury człowieka, a także przepowiadał przyszłość. Brzmi to całkiem nieprawdopodobnie, ale wtedy ojciec mu się żalił, że ta Yamaha to jest tak drogi instrument, że nigdy w życiu go nie kupimy. Człowiek ten powiedział, żebym się zupełnie nie martwił, bo kiedyś Yamaha sama przyjdzie do mnie. To bardzo było dziwne. Ojciec pewnie go uważał za kompletnego wariata (śmiech), ale już niecałe 5 lat później, po upadku komunizmu, gdy mieszkaliśmy już w Warszawie i założyłem wraz z kolegami w szkole na Bednarskiej pierwszy skład Woobie Doobie, zgłosiła się firma Yamaha i…  zaproponowała nam współpracę. Byliśmy ich prezenterami na targach muzycznych Intermedia we Wrocławiu. W 1993 roku, czyli dosyć dawno…

 

- I na każdym banerze w sklepach muzycznych…

 

-…tak, tak, (śmiech), to były takie czasy. To był początek wolnego rynku w Polsce, więc zachodnie firmy dopiero zaczęły się pojawiać w naszym kraju. Szukali też młodych muzyków do współpracy i stąd się wzięliśmy. Czy to przez zupełny przypadek, czy ta przepowiednia się spełniła? Trudno powiedzieć, ale ciekawostka straszna.

 

- Ciekawa historia. Yamaha przyszła do Ciebie, instrumentów masz mnóstwo. Siedzimy w studio, gdzie dookoła otaczają nas wręcz zabytki. Co najbardziej cenisz w swoim studio?

 

- Najbardziej cenię sobie święty spokój… ale też to, że mam wszystkie instrumenty o których marzyłem. Wcale nie z powodu, że jestem "mietek" i lubię mieć (śmiech), tylko… to wynika z mojej filozofii pracy studyjnej. To nie jest tak, że wymyśliłem, że nakupuję sobie instrumentów i będę wtedy szczęśliwy. Po prostu okazało się, że bardzo często do nagrań studyjnych potrzeba jakiegoś konkretnego, jednego brzmienia. Jeśli sobie wymyślę takie brzmienie, to mam je pod ręką. Mogę w każdej chwili sięgnąć po konkretny instrument i go nagrać. To powoduje niesamowity komfort pracy studyjnej, choć przyznaję - jest to czysta fanaberia! (śmiech). Tak naprawdę taka liczba instrumentów - a mam ich kilkadziesiąt - potrzebna jest do nagrywania płyt i profesjonalnej ich rejestracji. To jest zupełnie zbędna rzecz, jeśli ktoś nagrywa w domu demówki. Wtedy ma miliony emulacji tych instrumentów w laptopie, w formie pluginów. Do nagrania demo - wystarczą w zupełności!

 

- Instrument idealny według Ciebie to …

 

- … fortepian! Nie ma lepszego instrumentu. Oczywiście jeśli mówimy o instrumentach klawiszowych. Po pierwsze, na żadnym instrumencie elektronicznym nie jesteśmy w stanie uzyskać takiej precyzji i takich różnic artykulacyjnych, zresztą to już nawet nie są kwestie klawiszowe, a wręcz pianistyczne. Po drugie, jest to instrument, który najbardziej rozwija. Rozwija mocno sferę harmoniczną, kompozycyjną, inwencję twórczą czy też rytmikę. Fortepian rozwija też technikę gry, więc jeżeli ćwiczymy na fortepianie, to poradzimy sobie z graniem na każdym klawiszu. W drugą stronę to nie działa. Jeśli ćwiczysz na jakimś syntezatorze, to bardzo ciężko jest potem przesiąść się na fortepian. Trudno go zresztą podrobić brzmieniowo przez oprogramowanie. W muzyce rozrywkowej oczywiście da się oszukać taki żywy fortepian jakimś syntezatorem, czy pluginem, ale w muzyce klasycznej już niestety nie ma takiej możliwości. 

 

- Zdarza Ci się nagrywać fortepian „podrabiany”, przy pomocy jakiegoś workstation czy pluginu?

 

- Czasami tak, oczywiście. Jeśli są nagrania, w których barwa żywego fortepianu nie jest aż tak istotna. Dużo łatwiej jest podłączyć jakikolwiek klawisz i użyć z niego dobrej barwy fortepianu, niż stawiać mikrofony i ustawiać preampy do klasycznej rejestracji. Przy okazji - zawsze polecam wszystkim muzykom, którzy próbują nagrywać stare, rozklekotane fortepiany, albo nie mają sprzętu do rejestracji, czy dobrego pomieszczenia - czasem warto jest użyć jakiegoś pluginu czy barwy z instrumentu cyfrowego, niż się mocować kilka dni ze starym kapryśnym fortepianem. Efekt będzie dużo lepszy.

 

- Skoro już jesteśmy przy pracy w studio, to czy w ogóle korzystasz z jakichś pluginów?

 

- Nie korzystam z żadnych pluginów VST. To nie jest tak, że one są złe, tylko te wszystkie emulacje dla mnie nie brzmią tak, jak oryginalne instrumenty. Wiem co mówię, bo jako jeden z niewielu miałem okazję je porównać z prawdziwymi instrumentami. Mając całą kolekcję oryginalnych instrumentów - nie potrzebuję protez (śmiech). Żeby była jasność - sam nie jestem zwolennikiem VST-ków, co wynika tylko z moich potrzeb studyjnych, natomiast pewnie już są, albo powstaną znakomite nowe instrumenty wirtualne, które będą generowały niespotykane dotąd barwy. Czy po nie kiedyś sięgnę? Nie mam pojęcia.

 

- Zahaczamy o temat Virtualnego Analoga…

 

- To może troszkę z innej beczki, ale to będzie chyba odpowiedź na to, o co chcesz spytać: co wolę? (śmiech). Wiele lat temu zacząłem pracę w analogowym studio, gdzie nie było cyfry. Była natomiast analogowa konsoleta, analogowa taśma i wszystkie analogowe peryferia, takie jak kompresory czy equalizery. W związku z tym, gdzieś się przyzwyczaiłem do tego rodzaju soundu. Mózg zakodował pewną estetykę brzmienia. Kiedy pojawiły się pierwsze Pro Toolsy, emulacje kompresorów, equalizerów, czy maszyn pogłosowych w formie pluginów - byłem tym zachwycony! Wszystko można było zapiąć, a nic nie szumiało, można było wszystko zaprogramować. Otwierasz zapisaną sesję i wszystko już czeka na dalsze ruchy, w ustawieniach takich jak zapisałeś. Możesz zaprogramować automatykę każdej gałki, każdego parametru. To była fajna technologia, do momentu, gdy przez przypadek nie dokonałem porównania pluginów i oryginalnych starych klamotów. Szybo stwierdziłem: „żadna cyfra, tylko analog!” (śmiech). Teraz moje podejście jest nieco inne. Uważam, że analog i cyfra to po prostu są dwa kompletnie różne rodzaje soundu. Nawet jeśli jest to emulacja jakiegoś konkretnego analogowego urządzenia, to jest po prostu inne brzmienie. Jedno jest analogowe, a drugie cyfrowe. Które lepsze? A to już tylko i wyłącznie kwestia gustu. Każda domena ma swoje plusy i minusy. Ja jestem zwolennikiem soundu analogowego, z racji tego, że się na nim wychowałem. Ale w swojej pracy w studio łączę obie technologie.

 

- Na koncerty zawsze zabierasz… kiedyś była to Yamaha SY99.

 

- Tak! Przez wiele lat ją woziłem. Świetny instrument. Na trasie z Edytą Górniak woziłem też prawdziwego Rhodesa, ale zaczął się powoli sypać podróżując polskimi drogami, więc jest to troszkę niebezpieczne (śmiech). Dlatego uważam, że na koncerty warto mieć nowe instrumenty. One zawsze zadziałają na scenie, a taki 40 letni staruszek może nie wytrzymać trudów przewozowych. Nie chodzi mi tutaj o to, by mieć jakieś najnowsze modele. Chodzi raczej o w miarę świeży sprzęt, który będzie niezawodny. Zwykle mam dwie klawiatury, bo mam tak podzielone setupy brzmieniowe, że zazwyczaj dolna klawiatura to są podstawowe barwy fortepianowe, a górna to sprawy syntezatorowe. Przez wiele lat woziłem właśnie SY99, jeszcze na trasach z Natalią Kukulską. Podczas koncertów z Kasią Kowalską na dole miałem Yamahę P120, w której jest tylko kilka soundów fortepianowych, piano elektryczne i nic więcej. Na górze miałem wtedy Motifa ES8. Później P120 zamieniłem na S90ES, ale i tak używałem z niej w zasadzie tylko brzmień fortepianowych. Teraz na koncertach z Wojtkiem Pilichowskim mam czarnego Motifa XF8, a na górę zabieram albo starą Yamahę DX100, albo Reface CS - bo potrzebuje sporo brzmień leadowych. Na koncertach Woobie Doobie dotychczas używałem dwóch Motifów XF8, czarnego i białego (śmiech) - gdzie na każdym z nich mam podzielone klawiatury na wiele stref, a i też potrzebuję mieć do tego bandu dwie identyczne klawiatury fortepianowe. Teraz jestem w trakcie programowania nowego Montage 8, którego pewnie zaraz będę zabierał na wszystkie koncerty, ze wszystkimi artystami - bo jest znakomity! Używam też sporadycznie keytara Yamaha KX5, a na koncertach z Lady Pank np. fortepianu Yamaha AvantGrand N3 (śmiech), więc to co zabieram na koncerty uzależnione jest tylko od potrzeb, stylistyki i repertuaru.

 

- Jak wyglądają Twoje codzienne ćwiczenia na instrumencie? 

 

- Staram się jak najwięcej ćwiczyć na fortepianie, bo dużo daje kontakt z prawdziwą drewnianą klawiaturą. Ale oczywiście nie jest tak, że ćwiczę codziennie na fortepianie wiele godzin. Może inaczej powiem: codziennie mam kontakt z instrumentem, bo coś gram, nagrywam, piszę utwory, czy aranżuję. Jeżeli czas pozwala, to siadam przy swoim wielkim Steinway'u, bo przy nim najlepiej mi się komponuje. On mnie bardzo inspiruje i zawsze gdy do niego zasiadam - mam pod ręką dyktafon (śmiech). Chociaż czasem bywa tak, że i jakieś brzmienie syntezatorowe jest inspirujące. Ćwiczę tak, jak każdy normalny pianista: gamy, pasaże, wszystkie rzeczy na rozciągnięcie łapy i ćwiczenia techniczne, czyli żmudna, nudna robota - no może nie do końca, bo zawsze ćwiczę z metronomem! (śmiech). Często też sięgam po repertuar klasyczny - on bardzo rozwija.

 

- Od czego zaczynasz pisanie utworu. Czy wbijasz pierwszy track bębnów czy może fortepian?

 

- Zwykle jest tak, że kiedy wpada mi do głowy jakiś pomysł - na piosenkę, czy utwór instrumentalny, to zawsze dzieje się to przy fortepianie… Dużo sobie improwizuję. Rzępolę jakieś głupoty i czasem się pojawia coś takiego… to chyba "wena" się nazywa fachowo? (śmiech).  Nagle pojawia się motyw, pochód harmoniczny, melodia. Wtedy natychmiast włączam zapis w dyktafonie, bo idzie jakaś "transmisja z nieba" (śmiech). Dziwnie to wygląda, bo rejestruję cały utwór od początku do końca, wszystkie części, formę. Brzmi to tak, jak bym znał taki utwór od zawsze. Przedziwna sytuacja. W sumie nie komponuję dużo, bo często następnego dnia nie podoba mi się to, co napisałem i wywalam wszystko do kosza. Jestem bardzo krytyczny wobec swojej twórczości (śmiech). Ale jeśli już coś przejdzie przez moje własne sito, to z takiej wersji dyktafonowej przenoszę się do sekwencera. Zwykle jest to Atari ST i mój ukochany program Notator, który działa genialnie, bo jest najdokładniejszy jeśli chodzi o time i piony. Wtedy zaczynam od nagrania jakiegoś prostego beatu, na zasadzie metronomu. Do tego potem rejestruję jakieś struktury harmoniczne i wymyślam partię basu - która - według mnie jest jednym z najważniejszych elementów aranżacji. Takie kompozycje zawsze próbuję zaaranżować tak, jak by to grali żywi muzycy. Wiadomo, że są to pilotażowe wersje nagrań, ale staram się już trzymać mniej więcej tak, jak by to grał żywy band. Potem -  jeśli to nie jest muzyka taneczna czy elektroniczna - nagrywam żywych muzyków, w związku z tym takie demo wysyłam im wcześniej, żeby mogli się przygotować. Czasem piszę im nuty, a czasem nic nie muszę robić. Mam to szczęście, że w studio pracuję z topowymi sidemanami, którzy często przychodzą do studia, słuchają raz utworu i natychmiast go nagrywają. 

 

- A jaki nurt muzyczny jest Ci najbliższy? 

 

- Żaden (śmiech). A tak poważnie to każdy, bo słucham każdego rodzaju muzyki. Jestem ogromnym melomanem! Od muzyki tanecznej po muzykę rockową, jazz, klasykę. Inspiruje mnie każdy styl i zawsze słucham wszystkich nagrań pod kątem produkcyjnym, studyjnym itd, w związku z tym nie ograniczam się do jednej stylistyki. Pewnie gdzieś najbliższe mi jest granie pop-rockowe, ale też nie do końca. Jako producent i realizator nagrań, nagrywałem już tak różne rzeczy, że myślę, że może właśnie dlatego je nagrywałem, że lubię słuchać wszystkiego. Zresztą bardzo to polecam i powtarzam na różnych warsztatach - bo też czasem się udzielam jako wykładowca - osobom słuchającym jednej stylistyki, aby posłuchali innej muzyki, żeby zobaczyli o co tam chodzi, na czym polega granie innej muzyki - taka wiedza strasznie rozwija. To mniej więcej jest tak, jak z czytaniem książek. Im więcej różnych książek przeczytałeś, tym możesz ładniej opowiadać, bo masz bogatsze słownictwo i wiedzę.

 

- Twój pierwszy kontakt z utworem.  Na co zwracasz uwagę?

 

- Na kompozycję. To jest podstawa dla mnie. Niestety trochę się to teraz w muzyce odwróciło. Główny nacisk stawia się na aranżację i produkcję muzyczną, a nie na kompozycję. To zresztą słychać doskonale. Wchodzisz do dyskoteki, czy też włączasz komercyjne radio ze współczesnymi nowymi piosenkami. One świetnie brzmią, świetnie są wyprodukowane, tylko, że leci pierwszy utwór, potem drugi, a już przy trzecim tego pierwszego nie pamiętasz kompletnie! Gdzieś zachwiane zostały proporcje między dobrą kompozycją a całą resztą, czyli często coś średniego, lub nawet słabego jest bardzo dobrze opakowane w aranż. Mam też własną teorię, że coraz trudniej jest napisać dobrą piosenkę, bo te dwanaście dźwięków, którymi operujemy i ich kombinacja w jakimś rytmie czy melodii - myślę, że jest skończona. Ciężko napisać coś co jest chwytliwe, zapamiętywalne i nie jest podobne do czegoś, co już było. To jest właśnie problem. Na płytach jest podobnie. Często zdarza się tak, że na płycie 3 utwory są fajne, a reszta jest średnia lub słaba kompozycyjnie. Równie dobrze tych piosenek mogło by nie być na świecie (śmiech). Zawsze mówię, że gdy jest dobra kompozycja i jesteś w stanie ją zagrać na gitarze przy ognisku - to słuchaczom będzie się to podobało. Dokładnie widać to po tym, jak wiele coverów jest nagrywanych w różnych wersjach. Niezależnie od tego czy jest to opakowane w aranż rockowy, taneczny czy przerobione na jazz, to zawsze dobra kompozycja się obroni.

 

- Właśnie minęło 20 lat od wydania płyty „Dotyk” Edyty Górniak. Jak ją oceniasz z perspektywy czasu?

 

- To jest dla mnie najważniejsza płyta w życiu, ponieważ była to pierwsza duża płyta, którą produkowałem. Współproducentem był legendarny - już wtedy - realizator dźwięku - Rafał Paczkowski. Zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę, nagrywaliśmy znakomitą wokalistkę, z całym świetnym składem Woobie Doobie, w zupełnie nowym wtedy, cudnym Studio Buffo. To był czas w którym Edyta wróciła w wielkim stylu i z ogromnym sukcesem z Festiwalu Eurowizji, więc ciśnienie czasowe było duże, że to „na teraz” miała być gotowa płyta. Udało się, choć ten album to była taka trochę zbieranina kompozycyjna, bo tam było kilka nowych utworów, które też ja napisałem, ale też były utwory z musicalu Metro, czy z wcześniejszych dokonań Edyty. Oczywiście gdy płyta się ukazała, to był to także ogromny sukces komercyjny. Mało kto sobie zdaje sprawę, że tej płyty sprzedało się ponad milion egzemplarzy! To najważniejsza moja płyta, bo najwięcej się przy niej nauczyłem. Tego jestem pewien. Do dziś mam powiedzenie, że płyta musi być dobra, bo w przeciwnym razie - „zły Dotyk boli całe życie” (śmiech). Myśmy to nagrywali w Studio Buffo, gdzie były dwa magnetofony 24 śladowe Studer A820, była ogromna konsoleta SSL 4000 i nie było komputerów. 

 

- Cała płyta powstała na 48 śladach?

 

- Tak i to na analogowej taśmie. Zero edycji, zero strojenia, kopiowania, montowania, czegokolwiek. To wymagało od muzyków totalnego przygotowania. Wchodziłeś i musiałeś zagrać. Nie dało się tam czegoś poprawić, lub wziąć z innej wersji. Z wokalami oczywiście ta sama historia. Ta płyta nauczyła mnie totalnego szacunku jeśli chodzi o pracę w studio. Do dziś wejście do studia, czy w ogóle samo studio nagrań - to dla mnie jest świętość. Widzę natomiast teraz po młodych ludziach, że podchodzą do tego tematu bardzo luźno, a to błąd. Dla mnie zawsze jest to wydarzenie, że nagrywamy coś, co zostanie już na lata. To zawsze też powtarzam na warsztatach: „Pamiętajcie, nie wrzucajcie na YouTube byle czego, bo to tam już zawsze będzie". Ludzie wrzucają byle jakie nagrania z próby. Pytam się:

- dlaczego wrzuciłeś coś co jest słabe? 

- bo to tylko taki "filmik" z próby

- no dobra, a czy byś wydał to na płycie? 

- nie, no co ty! przecież to się nie nadaje! 

- no, ale przecież właśnie to zrobiłeś! niczym się nie różni publikacja w sieci, od wydania płyty. różni się tylko rodzajem nośnika. 

Pamiętajmy, żeby nie wrzucać wszystkiego do sieci (śmiech). To taka dygresyjka. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że wchodząc do studia, nagrywając coś, a potem wypuszczając to w formie singla, czy formie pliku w Internecie, to już zostaje na zawsze. Takie nagranie można odtworzyć po kilku latach i jeśli coś tam było słabe, to to już na zawsze pozostanie słabe.

 

- Wracając do płyty „Dotyk”, w utworze „Jestem kobietą” mamy solo basowe Wojtka Pilichowskiego, oraz saksofonu Fazi Mielczarka. Teraz trudno o solówkę chociażby jednego instrumentu. Skomentujesz to?

 

- Takie czasy przyszły teraz (śmiech). Wszystko przyspieszyło. Ludzie nie mają czasu na nic. Podam może śmieszny przykład, ale ilość informacji, którymi teraz człowiek w sekundę jest zasypywany jest niebywała! Zwróć uwagę co się dzieje w telewizjach informacyjnych. W tle leci jakieś okienko z tekstem. Z przodu pani czyta wiadomości. Na dole lecą trzy paski z informacjami. W jednej sekundzie jesteś atakowany 5 bodźcami i mimowolnie je przyswajasz. Z tego powodu także stacje radiowe przyspieszyły i nie chcą mieć utworów, które mają 4 czy 5 minut, tylko 3 minuty maksymalnie, bo inaczej słuchacz się nudzi. W tak krótkim czasie ciężko nawet zmieścić całą formę, żeby chociaż dwa refreny były na końcu, a co dopiero wstawić solówkę (śmiech)! Takie czasy przyszły i nic na to nie możemy poradzić. Dlatego zwykle robi się wersje płytowe i wersje radiowe piosenek singlowych, okrojone z solówek, by zmieścić się w czasie antenowym. Natomiast jeśli chodzi o piosenkę „Jestem kobietą”, to myśmy przenieśli wtedy aranż, który graliśmy na koncertach - na płytę, bo ta część instrumentalna, w której Wojtek gra solo basu, to miała być taka część taneczna. Na koncertach w tym miejscu były elementy choreograficzne, a skoro działało nam to na koncertach, to uznaliśmy że nagramy tak też na płycie. Nikomu to wtedy nie przeszkadzało, chociaż po latach uważam, że solówka basu w utworze popowym jest co najmniej dziwnym zjawiskiem! (śmiech).

 

- Czytelnikom portalu muzykuj.com życzę:

 

- Miłości, zdrowia, zwolnienia tempa i powrotu z sieci do realu. Żeby każdy znalazł czas na różne rzeczy: na spotkania z przyjaciółmi przy kawie czy lampce wina, na słuchanie płyt w całości, na czytanie książek i żeby każdy spróbował może nawet ten Internet czasem wyłączyć i się uspokoić (śmiech). Słuchajcie dużo muzyki i rozwijajcie się!

 

Instrumentarium Wojtka:

INSTRUMENTY KLAWISZOWE

  • Steinway Concert Grand Piano – Model C
  • Yamaha CP80M Electric Grand Piano
  • Hammond B3/RT3 w/Leslie
  • Fender Rhodes Mark I
  • Fender Rhodes Mark V
  • Hohner Clavinet E7
  • Hohner Pianet T

AUTOMATY I MODUŁY PERKUSYJNE

  • Akai MPC 3000
  • Akai XR10
  • Alesis D4
  • Alesis HR16
  • Boss HC02
  • Boss DR220E
  • Korg KR55
  • LinnDrum
  • Oberheim DX
  • Rhythm Maker 16
  • Roland CR78
  • Roland TR606
  • Roland TR808
  • Roland TR909
  • Sequential Circuits Drumtraks
  • Yamaha RM50
  • Yamaha RX5
  • Yamaha RX11

SEQUENCERY MIDI

  • Atari Mega ST2 w/C-Lab Notator
  • Atari 1040 ST w/Steinberg Pro-24
  • Commodore 64 w/Steinberg Pro-16
  • Atari Mega ST4 w/Steinberg Cubase Score
  • C-Lab Falcon MK II w/Steinberg Cubase Audio
  • Akai MPC 3000 Midi Production Center
  • Yamaha QX1 Digital Sequence Recorder
  • Roland MC500 Micro Composer
  • Yamaha C1 Music Computer

SYNTEZATORY I MODUŁY

  • ARP Odyssey
  • ARP Solina String Ensemble
  • Casio CZ5000
  • Casio FZ10M
  • Casio SK1
  • Emu Proteus 1
  • Korg M1
  • Korg Polysix
  • Korg Vocoder VC10
  • Korg Wavestation AD
  • Korg X3R
  • Kurzweil K2000
  • Mini Moog
  • Mini Moog w/Midi
  • Moog Opus 3
  • Moog Prodigy
  • NED Synclavier
  • Oberheim Matrix 6
  • Orla DSE24 (x2)
  • Roland A880 (x2)
  • Roland D50
  • Roland Juno 106
  • Roland JV880
  • Roland JX3P w/PG200
  • Roland JX10 w/PG800
  • Roland SH09
  • Roland SH101
  • Roland SH2000
  • Roland TB303
  • Roland Vocoder VP330
  • Sequential Circuits Prophet 5
  • Yamaha CS01
  • Yamaha CS70m
  • Yamaha CS80
  • Yamaha DX7
  • Yamaha DX100
  • Yamaha KX5 (black)
  • Yamaha KX5 (white)
  • Yamaha MONTAGE 8
  • Yamaha MOTIF ES8
  • Yamaha MOTIF XF8 (black)
  • Yamaha MOTIF XF8 (white)
  • Yamaha Reface CS
  • Yamaha Reface DX
  • Yamaha Reface CP
  • Yamaha Reface YC
  • Yamaha SK50D
  • Yamaha SY99
  • Yamaha TX802
  • Yamaha TX816
  • Yamaha TX81Z

Ankieta Muzykuj.com